Maciej Tubis- fortepian (1-7), Sequential Prophet 6 (1,3,5)
Wydawnictwo: Audio Cave
Tekst: Paweł Ziemba
Artur Małecki & The CreatureArtur Małecki - perkusja
Widoki (2022)
Autor tekstu: Mateusz Chorążewicz
Platon, w swoim idealnym Państwie, widział miejsce dla edukacji muzycznej ponieważ był zdania, że poprzez doświadczenie estetyczne o charakterze abstrakcyjnym pomaga ona przygotować umysły do zrozumienia opartej na logice natury Wszechświata. Innymi słowy muzyka i idee są ze sobą nierozerwalnie związane. Można nawet postawić tezę, że muzyka oparta wyłącznie na emocjach ma charakter czysto rozrywkowy, jest przemijająca, ulega korozji czasu. Podczas gdy muzyka przemawiająca do umysłu jest zbudowana na trwalszym fundamecie i może się okazać ponadczasowa, bo odpowiada na odwieczne - "duchowe" - potrzeby słuchacza.
Umysł to jednak nie to samo co intelekt. Warto tę prawdę dogłębnie zrozumieć w życiu w ogóle, ale także w muzyce, a szczególnie nowoczesnej, w jej improwizowanej formie. Jeśli ktoś chciałby się o tym przekonać świetną do tego okazję stanowić będzie odsłuch najnowszego krążka trio Korybalski, Traczyk, Zemler. Trio to wydało właśnie w renomowanej polskiej wytwórni For Tune album noszący wiele mówiący tytuł "Don't Try". Czyli nie próbuj.
Nie próbuj? Czego nie próbuj? Kto niech nie próbuje? Dlaczego nie? Antycypując szereg tych pytań Łukasz Korybalski - utalentowany trębacz - umieścił parę słów, które znaleźć możemy na wewnętrznej stronie albumu:
"(...) Na początku - pojedynczy dźwięk. Wytycza kierunek. Bez słów. Bez znaków. (...) wielość zmiennych nie pozwala przewidzieć co się wydarzy. Zatem lepiej nie próbuj". No właśnie. Jak rozumiecie Państwo czytający te słowa te parę zdań? Nie próbuj nie oznacza oczywiście zachęty do wyłączenia muzyki, lecz coś innego. Oczywiście chodzi o umysł. O pewien jego stan. Taki stan, w którym zostawiamy za sobą wszelkie teoretyczne rozważania, zmartwienia czy się uda, całą chęć kontroli, obawę przed porażką, czy będą słuchać, czy wydadzą, czy się sprzeda, czy Ruski nie walnie wcześniej atomówką, czy żona odejdzie, jakie wyniki przyjdą ze szpitala, czy będę miał za co żyć na emeryturze i milion, miliard, bilion innych powodów, by tylko próbować i ten jeden jedyny aby nie. Jaki?
Na pewno rozumiecie dlaczego zamiast to napisać zachęcę Was raczej po sięgnięcie po muzykę. Trąbka Łukasza, kontrabas Wojciecha i perkusja Huberta - wierzcie mi - na pewno Was nie zawiodą. Chociaż nie wiem czy uda się Wam usłyszeć najważniejszy instrument jaki wziął udział w nagraniu tej muzyki. To, zależy wyłącznie słuchaczu już od nas. Szczerze Wam tego życzę i mam nadzieję, że choć odrobinę pomogłem tym tekstem, a przynajmniej udało mi się nie zaszkodzić. Przynajmniej tyle mogę powiedzieć, że bardzo się starałem...
Teoria względności / Relativity Theory (2022)
Autor tekstu: Szymon Stępnik
Bass Poetry (2021)
Tekst: Maciej Nowotny
10 lat temu do rąk moich trafiła wyjątkowa płyta wydana przez sopockie wydawnictwo Soliton, zawierająca archiwalne nagrania z lat 80-tych dokonane przez trójmiejską formację o nazwie Antykwintet. Więcej o tej płycie w linku, bo warto poczytać jak i posłuchać. Formacja ta rozpadła się nie wydając ani jednej płyty! Kto wie jak potoczyłyby się dzieje tego bardzo obiecujacego zespołu gdyby nie stan wojenny który jakże negatywnie wpłynął na tyle muzycznych karier tamtego pokolenia. Niektórzy zostali w kraju i kontynuowali swój rozwój (acz z perturbacjami), lecz wielu wyemigrowało i tam różnie się to układało. Tak "różnie" - pod względem artystycznym - potoczyła się droga grającego na kontrabasie w Antykwintecie Lecha Wieleby. Wylądował w Niemczech, a potem Szwajcarii, ale stracił kontakt z rodzimym środowiskiem jazzowym, a jednocześnie nie było słychać żeby wyróżnił się specjalnie w nowym otoczeniu jak np. "Adzik" Sendecki, który przeszedł podobną drogę.
Tym większe zaskoczenie, i to bardzo pozytywne, gdy latem tego roku znalazłem w mojej skrzynce ten właśnie krążek. Nagrany solo album kontrabasisty, którego gra tak duże wywarła na mnie wrażenie na wspomnianej wyżej płycie sprzed dekady. A więc żyje, a więc tworzy, a więc gra!
Pomysł na płytę ciekawy. Muzyk gra na dwóch kontrabasach, których dialogi tworzą dwie zmiksowane linie. Muzyka jest bardzo osobista, sam twórca nazywa to "jazzem poetyckim", konwencja nie jest tu ważna, jazz, muzyka klasyczna, współczesna, piosenka na instrument, a może po prostu muzykowanie. To intymna relacja z instrumentem najbardziej chyba pociąga na tym nagraniu. Nie ma tu żadnej kokieterii, tak jakby autor siedział w jakiejś drewnianej chacie na alpejskim pustkowiu, wśród ośnieżonych i ukrytych we mgle gór, i rozkoszował się dźwiękiem muzycznych fal, jakie wywołuje szarpnięcie palców za metalową strunę i rezonas drewnianego pudła. Pudła, w którym też szumi las, w którym słychać pracę sprawnych dłoni lutnika, umysłów które połączył los, aby powstała ta chwila, do której budzimy się dzięki powstającym dźwiękom.
Krótko mówiąc, powrót niemal z martwych, ale z dużą klasą, bardzo medytacyjna muzyka, prosta, niezwykle autentyczna i dojrzała, pozostawiająca niezatarte wrażenie.
PS. W albumie oprócz CD jest także DVD z filmem z wykonania utworu zatytułowanego "Walkin' Five".
Marek PospieszalskiMarek Pospieszalski - soprano, alto & tenor saxophone, clarinet, flute
Autor tekstu: Mateusz Chorążewicz
Marek Pospieszalski to saksofonista młodego
pokolenia z dość już dobrze ugruntowaną pozycją w polskim jazzie. Choć chyba
bardziej adekwatnym byłoby tu określenie „w polskiej muzyce improwizowanej”. Pomimo,
iż jestem zagorzałym fanem awangardy, do dotychczasowej twórczości Marka
Pospieszalskiego podchodziłem z pewną rezerwą. Nie przekonywała mnie ona.
Instynktownie wyczuwałem, że może być w niej coś nie do końca autentycznego. Z
tak oto wyrobionym zdaniem, w moje ręce wpadł album „Polish Composers Of The
20th Century”.
Inspiracją albumu, jak nie trudno się
domyśleć, jest muzyka polskich kompozytorów XX w. Na warsztat Pospieszalskiego
trafili Zygmunt Krauze, Włodzimierz Kotoński, Tadeusz Baird, Zbigniew
Rudziński, Marek Stachowski, Jan Krenz, Kazimierz Serocki, Roman Palester,
Witold Szalonek, Andrzej Panufnik, Tomasz Sikorski oraz Bogusław Schaeffer. Na
co warto zwrócić uwagę to fakt, że wcale nie tak łatwo jest się tu tych
powiązań doszukać. Pierwowzory stanowią niejako tylko fundament otwierający
muzykom drogę do kolektywnej improwizacji.
Interesującym aspektem jest to, że przy
opracowywaniu materiału Pospieszalski nie korzystał z partytur pierwotnych
utworów. Zamiast tego oparł się na doznaniach słuchowych. Wydaje się, że to
m.in. dzięki temu udało się stworzyć coś tak głęboko osadzonego w oryginałach,
a jednocześnie na tyle unikalnego i „innego”, że równie dobrze mogłoby stanowić
spójną całość oderwaną od oryginalnych kompozycji.
W osiągnięciu takiego efektu końcowego z całą
pewnością wpływ miał także dobór muzyków. Poza liderem projektu (saksofony,
klarnety, flet i taśma), w nagraniach wzięli udział Piotr Chęcki (saksofon tenorowy),
Tomasz Dąbrowski (trąbka), Tomasz Sroczyński (wiolonczela), Szymon Mika
(gitary), Grzegorz Tarwid (fortepian), Max Mucha (kontrabas) oraz Qba Janicki
(perkusja i soundboard). Jak widać, są to głównie muzycy młodego pokolenia,
którzy już wielokrotnie dali się poznać jako niezwykle otwarci artyści
potrafiący w każdym projekcie dodać „coś” od siebie. Wartym odnotowania jest
to, jak poszczególni muzycy współpracują ze sobą. Właściwie nie da się wyróżnić
jednego instrumentu, który górowałby nad resztą. Cały band funkcjonuje jak
jeden, żywy i spójny organizm, który konsekwentnie zmierza w tym samym
kierunku.
Odsłuch omawianego albumu jest niezwykle
mistycznym doznaniem. Dość powiedzieć, że to dwupłytowe wydanie to prawie dwie
godziny muzyki. Raczej sceptycznie podchodzę do tak długich albumów, gdyż
zdarza się dość często, że muzyka wyczerpuje swój potencjał w ciągu pierwszej
godziny. Tu jest jednak zupełnie inaczej. Przestrzeń, którą udało się stworzyć
jest nieporównywalna z niczym innym. Ugrzęzłem w tych brzmieniach na dobre. Jest
to coś nowego dla mojego ucha, a właśnie tego szukam w awangardowych
projektach.
Choć pierwsza jaskółka wiosny nie czyni, to do
twórczości Marka Pospieszalskiego od teraz podchodzić będę z dużo większym
respektem i otwartością. Lider projektu powiesił sobie poprzeczkę bardzo wysoko
i z niecierpliwością czekam na jego dalsze kroki.
Artur Tuźnik SextetArtur Tuźnik – piano, composition
W tym roku to już trzeci krążek nagrany z udziałem pianisty Artura Tuźnika, który dociera do mych rąk. Ten album jednak - w przeciwieńtwie do nieco hardbopowego "Shortlist" i trzecionurtowego "The Space Above" - jest jego autorskim. To co je łączy to jakość muzykowania, która jest bardzo wysoka. Nie bójmy się tego podkreślać, bo jazz chociaż bywa sztuką, przede wszystkim powinien być rzemiosłem. Jeśli mają Państwo kochających jazz tradycjny (ale nowoczesny) przyjaciół, smakoszy, melomanów, czułych na dźwięki, a szczególnie ich jakość, to jest to rodzaj muzyki, który na koncercie jestem pewien wprawiłby Was w wyśmienity wprost nastrój, a chwilami nawet w ekstazę. Jak na przykład w otwierającym album "Road To Nowhere". Fortepian lidera prowadzi muzykę, ale wspierający go Skandynawowie tworzą ten bezcenny w jazzie "drive", puls, który unosi muzykę wzwyż, nadaje jej energię, chwilami taneczność, sprawia, że budzą się emocje, a ciało i rytm stają się jednym. Ale są na tym krążku i momenty zupełnie inne kiedy Tuźnik gra solo. W tych chwilach szczgólnie silnie wybrzmiewa polski korzeń tej muzyki, taki klasyczny, o szopenowskiej prowienencji. Krążek zatytułowany jest "Spring" czyli wiosna i potwierdza wysoką formę Tuźnika, bo wydanie w jednym roku trzech płyt tej jakości jest osiagnięciem, co też z przyjemnością odnotowujemy.
Tekst: Maciej Nowotny