Kuba Wójcik - guitar, electronics
Kamil Piotrowicz - piano, synth
Andrzej Święs - double bass
Albert Karch - drums, percussion
Earth
KOLD 2020
By Jędrzej Janicki
Od czasu premiery debiutanckiego albumu "Dark Matter" (nasz Debiut Roku 2016) w dowodzonej przez gitarzystę Kubę Wójcika grupie sporo się zmieniło. Chociażby, trywialna sprawa, sama nazwa. Nie ma już Minim Experiment, a jest tylko tajemniczo brzmiący Minim. Zmieniły się również personalia - to już kwestia zdecydowanie ważniejsza, mająca większy wpływ na brzmienie zespołu. Kontrabasistę Luke Curcio zastąpił dobrze znany i bardzo doświadczony wyjadacz - Andrzej Święs.
Co więcej, kwartet stał się kwintetem. Brakującym artystycznym ogniwem okazała się tuwińska piosenkarka eksperymentalna Sainkho Namtchylak, znana przede wszystkim ze specyficznej formy wokalnej, jaką jest śpiew gardłowy. Jednak, jak to zwykle bywa, pewne rzeczy się nie zmieniają. Perkusistą pozostaje Albert Karch, pianistą Kamil Piotrowicz, a gitarzystą wspomniany już Kuba Wójcik. Co najważniejsze jednak, muzyka Minim nadal intryguje, ba!, moim zdaniem staje się coraz ciekawsza…
Kluczem dla zrozumienia tej płyty stała się dla mnie jej okładka - element często zaniedbywany, zwłaszcza w wydawnictwach około-jazzowych. Nawiązuje ona do stylistyki dadaizmu, przejawiającej się chociażby w tworzonych przez związanych z tym ruchem artystów kolażach. Dadaiści lubili wprowadzać do swoich dzieł obiekty, które zwyczajowo z dziełem sztuki nie są kojarzone - przykładem chociażby koncepcja Merzbau Kurta Schwittersa. Minim działa podobnie, eksperymentuje, tworzy, niszczy - poszczególne kompozycje są niestrudzonym poszukiwaniem. Dadaiści jednak, w przeciwieństwie do Minim, programowo odrzucali wszelki sens swoich działań, sprowadzając je tak naprawdę do absurdalnych wybryków. Tutaj muzyka formacji jest twórcza, świeża, wprost kipi pomysłami, lecz nie jest przeładowana. Podkłady są niejednorodne, niekiedy to dźwięki gitary wiodą prym, a w innym wypadku oddają pole fortepianowym "plamom dźwiękowym".
Właściwie niemożliwe jest w przypadku płyty "Earth" mówienie wprost o sekcji rytmicznej - zarówno kontrabas, jak i perkusja, choć nieco zdystansowane wobec dwóch wiodących instrumentów, tworzą struktury odważne i niezależne, daleko wykraczające poza budowanie muzycznego tła. Niekwestionowaną gwiazdą zespołu jest jednak Sainkho Namtchylak. Jej sposób śpiewania, olśniewająca ekspresja, tak odległa od naszych "codziennych" przyzwyczajeń muzycznych sprawia, że "Earth" brzmi niepowtarzalnie. Jej maniera wokalna, często bliższa wspomnianemu wcześniej tradycyjnemu śpiewowi gardłowemu (chociażby "Ritual 1"), a czasami klasycznemu balladowemu wokalowi ("Nature Speaks"), wywołuje cały wachlarz emocji i odczuć u odbiorcy. Moim prywatnym faworytem pozostaje jednak kompozycja "Ritual 2", która brzmi nieco jak genialne "Unsquare Dance" kwartetu Dave’a Brubecka przefiltrowane przez szeroką paletę wrażliwości world music.
"Earth" jest płytą bogatszą i bardziej zaskakującą niż jej poprzedniczka - mimo wszystko debiutantka - "Dark Matter". W przeważającej części porzuca prostą melodyjność, absolutnie jednak nie wpadając w grzech eksperymentalnego "przekombinowania". Jest koncepcją daleko wykraczającą poza schematyczną muzyczną gatunkowość, staje się autonomicznym dziełem, którego zgłębienie gwarantuje słuchaczom wyjątkowe doznania artystyczne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz