Leszek Możdzer, Lars Danielsson, Zohar Fresco
Leszek Możdzer
Fazoli piano (A=440 Hz)
Steinway piano (A=432 Hz)
Østlind & Almquist piano (A=440 Hz strój dekafoniczny)
Sauter piano (A=440 Hz strój dekafoniczny)
Lars Danielsson – Double bass, Cello, Viola da Gamba ( strój dekafoniczny)
Zohar Fresco – Frame drum, Recussion, Voice
Album - “Beamo”
Steinway piano (A=432 Hz)
Østlind & Almquist piano (A=440 Hz strój dekafoniczny)
Sauter piano (A=440 Hz strój dekafoniczny)
Lars Danielsson – Double bass, Cello, Viola da Gamba ( strój dekafoniczny)
Zohar Fresco – Frame drum, Recussion, Voice
Album - “Beamo”
Wydawnictwo: ACT Music (2025)
Tekst: Paweł Ziemba
Tekst: Paweł Ziemba
Polish Jazz Blog Editors' Choice
Są artyści, których twórczość nie potrzebuje chwytania się modnych etykiet czy też podążania ścieżkami, którymi wszyscy wędrują. Wystarczy, że na plakatach pojawią się ich nazwisko — i już wiadomo, że wydarzy się coś ciekawego. Leszek Możdżer, Lars Danielsson i Zohar Fresco należą właśnie do tej kategorii twórców, których obecność w projekcie działa jak magnes. Każdy z nich to muzyczna osobowość, razem tworzą jednak konfigurację, która od ponad 20 lat budzi zachwyt i ciekawość. To muzycy, którzy zbudowali wokół siebie aurę niepodrabialnej autentyczności. Bez względu na to, czy sięgają po nowe brzmienia, czy też powracają do rozpoznawalnych, charakterystycznych dla siebie motywów – ich muzyka zawsze przyciąga uwagę i wywołuje emocje.
Każde ich kolejne spotkanie to swoisty rytuał współbrzmienia, w którym nawet cisza staje się częścią narracji. To trio, które nie musi niczego udowadniać – ich językiem jest dźwięk, a wiarygodność wypływa z lat wspólnego muzykowania i nieustannego dialogu ponad granicami kultur i stylów. Możdżer, Danielsson i Fresco to artyści, którzy osiągnęli status marki samej w sobie – rozpoznawalnej, konsekwentnej, ale wciąż potrafiącej zaskakiwać.
Ich najnowszy krążek Beamo, to kolejny rozdział tej opowieści – album, w którym magia ich wspólnego grania znów przybiera nową, zaskakującą formę. Trio, które przyzwyczaiło nas do delikatności brzmienia połączonego z umiejętnością budowania pięknych melodii, tym razem nie zamierza grać nam do poduszki ani serwować łatwej muzycznej tapety. Zamiast tego dostajemy materiał, który zmusza do refleksji: czym właściwie jest współczesny jazz? Czy to wciąż gatunek z określonym językiem i zestawem reguł, czy raczej przestrzeń wolności, w której każde nowe brzmienie może uchodzić za „jazzowe”, o ile opiera się na improwizacji i odwadze?
Z całą pewnością Beamo, to muzyka, która balansuje na krawędzi – z jednej strony słychać w niej jazzową tradycję i znakomity warsztat, z drugiej otrzymujemy bogactwo i niedoskonałość dźwięków muzyki dawnej. To swoiste połączenie historycznego rezonansu z nowym spojrzeniem na innowacyjność brzmienia współczesnego jazzu, skłania do zadania sobie pytania: czy takie granie nie wymyka się powszechnym definicjom jazzu i oczekiwaniom słuchaczy? Po przesłuchaniu albumu mogę powiedzieć, że Możdżer, Danielsson i Fresco nie tyle podtrzymują tradycję muzyki, ile rozciągają ją jak gumę: sprawdzają, ile można z nią zrobić, zanim pęknie – i czy w ogóle pęknie.
Album wprowadza nas w świat, w którym fortepian przestaje być tym dobrze znanym instrumentem z lekcji muzyki, a staje się wehikułem do eksperymentów na granicy percepcji. Trzy różne stroje. A=440 Hz czyli ten „normalny” dobrze większości znany, A=432 Hz „uzdrawiający”, no i wisienka na torcie — fortepian w stroju dodekafonicznym, czyli taki, który wkurzyłby Chopina, i wywołał uśmiech na twarzy Arnolda Schönberga. Brzmieniowy Frankenstein, dzielący oktawę na 10 równych interwałów, na którym melodia potrafi brzmieć pięknie, ale też zupełnie obco. Efekt - to muzyka, w której zamiast wygodnego fotela mamy huśtawkę: nigdy nie wiadomo, czy bujnie nas lekko, czy wyrzuci nagle w bok.
Album otwiera z niezwykłą delikatnością, jakby muzycy chcieli najpierw uchylić drzwi do świata, w którym czas płynie inaczej, kompozycja „Ambio Bluette”. Od pierwszych sekund słychać charakterystyczne dla Możdżera brzmienie fortepianu – perliste, przestrzenne, lekko zawieszone w powietrzu. To dźwięki, które nie narzucają się, lecz zapraszają do skupienia. Kontrabas Danielsson’a brzmi głęboko o charakterystycznym ciepłym tonie, który stabilizuje harmonię. Perkusja Fresco dopowiada rytm całej kompozycji.
Na krążku znajdujemy melodie (czasem zaskakująco chwytliwe), jest groove, są też momenty, w których ucho pyta: „czy to jest nadal jazz?”. I właśnie w tym tkwi największy urok albumu — w balansie pomiędzy komfortem i dyskomfortem, pomiędzy znajomością a obcością. To ciekawa, a zarazem niezwykła zabawa tonalnością, na którą pozwolić mogą sobie jedynie najlepsi. Możdżer wraz z kolegami przedefiniowywuje reguły ustalone przez Bacha czy też innych mistrzów XVII i XVIII wieku. To nie jest płyta dla tych, którzy oczekują jazzowej kołysanki, bądź niczym niepohamowanego freestyle-u. To raczej zaproszenie do świata, w którym harmonia trochę się potknęła na schodach, ale zamiast upaść — zatańczyła.
Oczywiście, znajdą się tacy, którzy powiedzą: „a po co to całe zamieszanie z innymi strojami? Przecież normalny fortepian też wystarczy”. No cóż, pewnie tak — ale wtedy mielibyśmy kolejny ładny album z ładnymi balladami, a tak mamy coś, co faktycznie przesuwa granice percepcji i redefiniuje czym może być współczesny jazz. Beamo to nie tylko muzyka, to też eksperyment na słuchaczu: sprawdzian, ile jesteśmy w stanie znieść, zanim nasze ucho zacznie protestować.
Znajdziecie tu wiele przykładów utworów, w których różnica stroju fortepianu robi robotę – niby akordy znane, ale brzmienie lekko „przekoszone”, co sprawia, że nagle zaczynamy słyszeć dobrze znane frazy w zupełnie nowym świetle. To trochę tak, jakby ktoś przestawił nam okulary o pół dioptrii – niby widać ostro, ale kolory i kształty wydają się inne.
Cała trójka muzyków znakomicie odnajduje się w tej eksperymentalnej konwencji albumu, a tytułowa kompozycja Beamo jest swoistym manifest całej płyty. Tu słychać wszystko, co charakteryzuje projekt: kontrast między harmonią a dysonansem, piękno i niedosyt, ciszę i zaskoczenie. Możdżer gra tak, jakby próbował rozsupłać niewidzialny węzeł – a kiedy już się wydaje, że będzie to długa medytacja, Fresco dorzuca rytm, który zmienia wszystko. Danielsson, wierny swojemu stylowi, potrafi jednym dźwiękiem nadać całości spokój i poczucie sensu. To esencja tego albumu: eksperyment, który wciąż pozostaje muzyką, a nie suchym pokazem umiejętności.
Beamo to płyta, która jednych zachwyci, innych zirytuje — ale na pewno nikogo nie zostawi obojętnym. To muzyka, która przypomina, że trio nie istnieje po to, by spełniać oczekiwania, tylko po to - by je rozsadzać od środka. Możdżer, Danielsson i Fresco balansują między powagą a humorem, tradycją a eksperymentem, przyjemnością a wyzwaniem. A że czasem słuchacz ma wrażenie, używając języka młodzieży, że coś tu nie styka - no cóż może właśnie o to chodzi – żebyśmy usłyszeli coś, czego jeszcze nie znamy.
W mojej ocenie Beamo to coś więcej niż tylko wyznacznik nowego brzmienia, to również metrafora nowego porządku, który tworzy sie na naszych oczach. Czy on sie przyjmie i utrzyma – czas pokaże.
Album nie tylko redefiniuje język współczesnego jazzu, ale też odbija w sobie stan ducha dzisiejszego świata – rozedrganego, niepewnego, pogrążonego w chaosie informacji i emocji. To muzyka, która mówi o rzeczywistości, w której granice między prawdą a fikcją zaczynają się zacierać, a odbiorca niestety coraz częściej wybiera to, co łatwiejsze do przyswojenia – niekoniecznie to, co prawdziwe.
Możdżer, Danielsson i Fresco jakby doskonale rozumieli ten świat. Ich muzyka staje się tu metaforą cywilizacyjnego przesilenia – momentu, w którym logika ustępuje miejsca emocjom, a empatia i pokora zostają zastąpione przez pewność siebie, krzyk i pozory wiedzy. W tym sensie Beamo to nie tyle kolejna płyta jazzowa, ile manifest subtelności w epoce nadmiaru. Każdy dźwięk, każde zawahanie fortepianu, każdy gest kontrabasu i uderzenie perkusji ma znaczenie.
Album wydaje się być próbą przywrócenia równowagi – duchowej i estetycznej. W miejscu, gdzie współczesna cywilizacja odrzuca reguły i zasady, Beamo proponuje inny rodzaj porządku – porządek emocji, ciszy i uważności. Tam, gdzie komunikacja została zastąpiona hałasem, muzycy odzyskują przestrzeń dla prawdziwego dialogu. Nie jest to dialog łatwy – wymaga skupienia, wrażliwości, zgody na niedopowiedzenie – ale to właśnie on stanowi sedno tej muzyki.
Można więc powiedzieć, że najnowszy album tria Możdzer, Danielsson, Fresco -Beamo, to rodzaj muzycznego resetu – próba odbudowania duchowego ładu w świecie, w którym porządek został zastąpiony manipulacją, a piękno — efektem. W tej muzyce nic nie jest oczywiste, ale wszystko jest prawdziwe.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz