Sebastian Frankiewicz – perkusja
Wiele jest cech, o których można powiedzieć, że wyróżniają jazz spośród innych gatunków: specyficzne traktowanie rytmu, bluesowe korzenie, złożone harmonie, improwizacja, kolektywne tworzenie przy zachowaniu indywidualności, poszukiwanie unikalnego brzmienia oraz nieustanne poszerzanie granic gatunku i brzmieniowe eksperymenty. Ale wśród tych cech brakuje jednej, która oddziela jazz dobry „na jeden odsłuch” od tego, do którego chce się wracać, bo regeneruje ciało i uwalnia umysł. Tą kategorią jest oddech.
Bo muzyka, by żyć — podobnie jak każda istota — potrzebuje powietrza. I nie chodzi tu tylko o to, że dźwięk jest w gruncie rzeczy falą powietrza wzbudzaną przez drgania strun, ustników czy ludzkich gardeł. Chodzi o coś głębszego i ważniejszego. Nieprzypadkowo przecież słowa „oddychać” i „dusza” wyrastają z tego samego znaczeniowego korzenia.
Dobra muzyka oddycha jak żywa istota. A istoty oddychają przecież na tak wiele sposobów. Można biec uciekając przed zagrożeniem, łapiąc oddech z przerażenia. Można dyszeć, wykonując ciężką, męczącą pracę fizyczną. Można dusić się w napadzie lęku, którego przyczyny nie sposób wskazać. Ale można też oddychać tak, jak oddycha tancerka wirująca w baletowym uniesieniu — lekko, zwiewnie, jakby ledwo dotykała ziemi, połączona z muzyką w jedno ciało, unosząca się między niebem a ziemią. W euforii.
Przypomnijcie sobie proszę moment, w którym tańcząc lub słuchając muzyki zapomnieliście o całym świecie. Kiedy dźwięki przenikały wasze ciała i porywały jak ocean odrywający od brzegu, a zamiast strachu towarzyszyło wam uczucie wolności. Kiedy nie liczył się wiek, rachunki do zapłacenia, błędy przeszłe i te, które dopiero popełnimy. Kiedy nie miało znaczenia, skąd uciekamy ani dokąd musimy wrócić. Kim się staliśmy i kim chcieliśmy być. W tym miejscu, wypełnionym muzyką, tego wszystkiego nie ma. Jest tylko kolejny dźwięk, trwający tu i teraz, unoszący duszę ku górze — ku lepszemu miejscu, ku „better place”.
Czy coś lub ktoś tam na nas czeka? Jakieś Niebo, które nas odmieni? Jakiś sąd, który wyrówna rachunki lub przywróci sprawiedliwość? Szczerze: nie wiem. Ale gdy o tym myślę, serce podpowiada: gdziekolwiek to jest, cokolwiek tam mnie czeka, spotkam tam na pewno wszystkich, których kochałem, za którymi tęsknię, którzy są mi bliscy. I dlatego w tej muzyce łączy się euforia z tęsknotą i melancholią, wpisując się w szereg najwspanialszych płyt polskich muzyków — także tych jazzowych: Komedy, Stańki, Seiferta, Kosza, Namysłowskiego i wielu innych. Wśród nich z pewnością jest miejsce dla tej trójki artystów: Macieja Sikały na saksofonie, Wojciecha Pulcyna na kontrabasie i Sebastiana Frankiewicza na perkusji.
Stworzyli muzykę — bo album w całości wypełniają ich oryginalne, znakomite kompozycje — w której jest zachwyt i ból. A ponieważ została zagrana z głębi duszy, potrafi poruszyć najczulszą strunę w każdym słuchaczu. Wycisnąć łzę, ale też ją otrzeć miękkim, czułym gestem. A to wielka sprawa. Na tym łez padole.
Dziękuję.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz