Instrumentarium: sanzasy, kalimby, sanzula, grzechotki, kijki deszczowe, dzwonki, metalowe przedmioty, sprężynowe tuby, tuba wah-wah, bęben obręczowy, okaryna, flety, piszczałki, automat perkusyjny, efekty (Soma Laboratory, Electro-Harmonix, Strymon, HardWire, Boss), nagrania terenowe.
A czymże jest ten stan? Słowa nie są tu najlepszym instrumentem, by go opisać, ale można zaryzykować, że ten stan to przeżycie wiecznej zmienności świata, który ulega ciągłym przekształceniom. Ta świadomość ma prowadzić do wyzwolenia — dzięki uświadomieniu sobie, że jedynie nieuleganie przywiązaniu do żadnej z nietrwałych rzeczy wypełniających naszą egzystencję może pomóc w uwolnieniu się od cierpienia. Tak, to wszystko jest obecne w tej muzyce, która jest w moim odczuciu ukoronowaniem długiej i bardzo interesującej kariery muzycznej Iwańskiego. Od albumów z Innercity Ensemble, potem do niezwykłych projektów z Hati, wreszcie do tych nagrywanych solo — Iwański stworzył jedyny w swoim rodzaju własny język, tworząc muzykę zaskakująco spójną i sugestywną. Iwański przez lata wypracował własny idiom, w którym nie chodzi o epatowanie oryginalnością, ale o świadome i konsekwentne zanurzenie się w świecie dźwięków pierwotnych, organicznych, a jednocześnie przetworzonych przez nowoczesną technologię. To muzyka dialogu między tym, co archaiczne, a tym, co przyszłościowe. Między ciałem a maszyną. Między świadomością a jej przekroczeniem.
„Transformations II” to więcej niż album – to doświadczenie. Słuchanie go przypomina wejście w spiralę, która wciąga coraz głębiej, nie oferując gotowych odpowiedzi, ale raczej pytania. Czym jest rytm, który porusza nie tylko ucho, ale i nerw błędny? Gdzie leży granica między repetycją a hipnozą? Czy możliwe jest oczyszczenie przez dźwięk?
Być może właśnie w powtarzalności tkwi klucz do zrozumienia nie tylko tej płyty, ale też nas samych. Powtarzalność to przecież nie stagnacja, lecz ruch — subtelne oscylacje wokół osi, puls, który przywraca porządek. Przejawy tej repetycji są wszędzie: w krążeniu planet, w rozkołysanych falach, w zamykaniu i otwieraniu powiek, w stawianiu jednej stopy za drugą. Świat, który się powtarza, nie jest martwy – przeciwnie, jest żywy, bo każde powtórzenie niesie w sobie mikro różnicę, wariację, oddech. Tak jak u Iwańskiego – każde uderzenie, każda fraza, choć formalnie podobna, odsłania coś nowego, ukrytego.
To właśnie dlatego ta muzyka może mieć charakter terapeutyczny. Umożliwia powrót do rytmu, który często gubimy w chaosie codzienności. Pomaga zsynchronizować ciało i umysł. Pozwala odetchnąć. A może nawet coś więcej – może prowadzi ku temu, co w różnych tradycjach nazywa się przebudzeniem.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz